7 lutego 2015

Rozdział 1 ,,Nowy poczatek''


 Elsa nareszcie była gotowa jechać do Tarnvell gdzie była szkoła magii dla osób z wyjątkowymi umiejętnościami. Wszystkie problemy z jej mocą zaczęły się wtedy, gdy przez przypadek zraniła swoją siostrę odłamkiem lodu. I od tej pory musi ukrywać swe uczucia, by mogła panować nad swym darem, a mianowicie zimą.
Kiedy mijała bramę odwróciła się jeszcze, by zobaczyć zapłakane, ale uśmiechnięte twarze rodziców. Dla Elsy to też nie było takie łatwe, żeby rozstać się z nimi aż na rok(tyle trwał jeden semestr).
Na szczęście nie była sama, jechała z nią tam jej młodsza siostra o imieniu Anna. Pobiegły razem do pociągu i weszły po schodkach.
Wszystkie drzwi pociągu zatrzasnęły się, ekspres ruszył.
Postanowiły znaleźć jakiś wolny przedział, żeby nareszcie gdzieś usiąść. Miały pecha, nie było więcej żadnego miejsca.
-Wchodzicie czy stoicie?- kilka przedziałów dalej wyłoniła się głowa pewnego chłopaka o biało-srebnych włosach, który kolor bardzo zdziwił Elsę. Obie zajęły miejsca.
Chłopak siedział rozłożony na kanapie, wyglądał jakby się topił.
Pewnie dla tego, że było ponad 35 stopni Celsjusza pomyślała.
Zaraz po tym Elsa wyjęła z kieszeni swoją kremową, ulubioną chustkę, którą dostała na urodziny. Otarła mu lekko twarz.
-Wielkie dzięki-Powiedział swoim sennym głosem i zaczął wyciągać coś z torby.
-Nie ma za co- Odpowiedziała wkładając chustkę do kieszeni.
-A tak w ogóle to Jack jestem, a ty?- Zapytał ją z zaciekawieniem.
-Elsa- Odpowiedziała lękliwie.
I tak zaczęła się ich rozmowa. Rozmawiali o przeróżnych rzeczach.
Anna słuchając tych dwóch już po dziesięciu minutach zasnęła na kanapie.Uczelnia kształcąca wszystkich czarodziejów znajdowała się właśnie w tym miejscu, gdzie szeroka droga wiła się przed porosłą olchami i wielkimi paprociami dolinę. Urok temu widokowi dodawał strumień przecinający kotlinę. Strumyk mknął lasem niczym dzika rzeka. Pędził swym krętym, korytem,by co chwila kapryśnie spływać kaskadami. Dookoła szkoły było zielono,schludnie i ładnie. Z jednej strony była otoczona wysokimi, wiekowymi wierzbami, z drugiej zaś- starannie przyciętymi topolami. Gdy uczniowie wyszli z pociągu o d razu udali się do zamku.Tam zobaczyli siedzącą na krześle kobietę, wstała i podeszła do nich.
Uśmiechnęła się szeroko do uczniów, którzy bardzo zdezorientowani stali nieruchomo patrząc się na siebie nawzajem.
-Witajcie, jestem profesorka Samantha, będę waszą nauczycielką obrony przed czarną magią.Teraz zostaniecie przydzieleni do pokoi. Niestety Anna musiała zamieszkać na drugim piętrzę i Elsa wylądowała w pokoju z dwoma dziewczynami -Meridą i Roszpunką.
 Jack mieszkał wraz z innymi chłopakami w drugiej części szkoły.
-Hmm...jakoś dam radę-Bąknęła udając się na górę.
  Następnego dnia rozpoczynały się lekcje. Grupa uczniów zmierzała do w kierunku sali, gdzie miała odbyć się  lekcja z panią Samanthą. Była dokładnie 8.00. Elsa umiała bardzo szybko biegać, dlatego dzięki temu, że miała takie długie nogi, dogoniła biegnących chłopców i razem z nimi wpadała do klasy akurat, wtedy kiedy pani wieszała na kołku swój kapelusz. Elsa zerwała się szybko i usiadła wyprostowana n akrześle.Nauczycielka popatrzyła się na nich z ostrym wzrokiem. Była ona bardzo miłą i niewymagającą osobą, ale czasami umiała pokazać uczniom kto tu rządzi. Następne lekcje minęły dość szybko.
Wieczorem wszystkie klasy wybrały się na małe wyjście zza szkołą, gdzie znajdowało się
malutkie jeziorko. Postanowiła trochę oddalić się od grupki. Elsa kochała spokój i ciszę tego miejsca, ich miłą, przyjacielską rozmowę z wiatrem. Gdy nareszcie opuściła to miejsce i wschodziła po wzgórzu, w którego dole błyszczało Jezioro Magicznych Wód, słońce całkowicie skryło się już za horyzontem. Delikatny wiatr, wiejący tu ze słodkich jak miód pól koniczyny, wypełnij powietrze cudowną świeżością. Spomiędzy drzew zaczęły połyskiwać światła ze szkoły.Na zachodzie niebo żarzyło się jeszcze przepiękniej symfonii
barw, a staw odbijał ich delikatne odcienie. Piękno otaczającego świata wzruszyło Elsę i  wypełniło jej serce po same brzegi.
-Ale tu jest pięknie!-Zaśmiała się dziewczyna.
W połowie drogo rozległo się nagle wesołe pogwizdywanie i Elsa dostrzegła w mroku młodego chłopaka. Był to Jack. Kiedy zobaczył dziewczynę, nagle przestał gwizdać,a jego wargi zamarły. 
-Jack!Co ty tu robisz?-Powiedziała, czując, jak oblewa się rumieńcami.
-Postanowiłem pójść na mały spacerek, wiesz?-powiedział delikatnie.
Dziewczyna odwróciła się i zrobiła kilka kroków do przodu. W pewnym momencie chłopak, żeby zrobić jej kawał krzyknął najgłośniej jak mógł.
-Odbiło ci?-straciła równowagę i wpadła do jeziora.Chłopak zaczął się śmiać. Po chwili podniosła się, była cała zmarznięta.
Gdy Elsa zobaczyła, która jest godzina zrywając się gwałtownie z miejsca, cała mokra zaczęła biec w stronę ogrodu, gdzie znajdowali się uczniowie. Jack razem z nią.
Na szczęście przyszli w idealną porę. Uczniowie zaczęli zbierać swoje rzeczy i właśnie wchodzili do budynku.
- Elsa,jesteś cała mokra!Gdzie byłaś?-zapytała z zaciekawieniem Roszpunka.
-Wpadłam do wody, ale na szczęście nic się mi nie stało-popatrzyła się w stronę Jack'a.
Chłopak popatrzył się na nią, po czym poszedł z Czkawką do szkoły.
Była godzina 7.10.  Słońce już wzeszło, zanim Ania się obudziła i usiadłszy na łóżku spojrzała nieprzytomnie przez oko. Wpadały przez nie do pokoju wesołe promienie słoneczne, przez które widać było unoszące się do nieba drobinki kurzu i pyłków kwiatowych z drzew. Klęczała przed oknem w uwielbieniu, zapominając o całym świecie.  Marzycielka, zatopiona w cichym zachwycie.
-Powinnaś być już ubrana-powiedziała krótko Roszpunka.
-Masz rację, już się zbieram...-Wzięła swoje rzeczy z krzesła i pognała do łazienki.
Gdy wychodziła z pokoju zamknęła kluczem drzwi i włożyła go do kieszeni. Gdy tak szła
przez korytarz ujrzała jednego z nauczycieli. Był to pan Calvin. Popatrzył się w stronę Elsy i wszedł do pokoju nauczycielskiego. Dziewczyna popatrzyła się ze zdziwieniem i poszła dalej. Doszła na stołówkę.
-Elsa,tu jestem!-Krzyknął Jack zrywając się z krzesła.
Dziewczyna ze złą miną podeszła do kolegi i zajęła miejsce. Elsa i Jack znowu zostali sami.
-Po co masz na rękach te rękawiczki?-Zapytał chłopak i zaczął oblizywać wnętrze opakowania po jogurcie. Na twarzy Elsy znienacka pojawiła się zła mina i odpowiedziała
stanowczo:
-Nie twoja sprawa!-Powiedziała i zaczęła jeszcze bardziej podciągać rękawice.
Jack popatrzył się na nią dziwnym spojrzeniem i zaczął dobierać się do kolejnego jogurtu.
 Elsa spojrzała na wschodzącego na stołówkę Hansa. Uśmiechnął się do niej i usiadł koło niej. Elsa zrobiła się cała czerwona. Jack spojrzał się na niego ze złością, wyglądało na to, że był zazdrosny! Sądziła, że będzie musiała wytężyć umysł, by nadążyć za tokiem jego myśli, tymczasem rozmowa płynęła gładko wartko, jakby byli  dobrymi przyjaciółmi. Prawie od samego początku czułą się z przy nim zupełnie swobodnie. Próbowała skierować rozmowę na inne tory. Lecz Hans mówił o sobie bardzo niechętnie. Ciągle zmieniał temat, zasypywał ja pytaniami, patrzył jej w oczy swoimi pięknymi ciemnymi oczyma. Wyglądało na to, że jej odpowiedzi go bawią, że jest nimi zafascynowany, oczarowany. Z wielkim entuzjazmem opowiadał jej o swoich zainteresowaniach. 
 Hans wstał z krzesła. Pochylił się ku Elsie i pocałował ją w dłoń. Dziewczyna popatrzyła na zegar.
 -Przecież lekcję zaczęły się już kilka minut temu!-krzyknęła głośno.
Elsa umiała bardzo szybko biegać, dlatego dzięki temu, że miała takie długie nogi dogoniła biegnących chłopców i razem z nimi wpadła do klasy akurat wtedy, kiedy pan Calvin wieszał na kołku swój kapelusz. Nauczyciel stracił już zapał do swoich  reform i nie miał ochoty na karanie spoznialskich, jednak by nie być gołosłownym, postanowił ukarać jedną
osobę dla przykładu. Kiedy się rozglądał po klasie, dostrzegł Elsę, która właśnie zajmowała swoje miejsce w ławce. Dyszała ze zmęczenia.
-Pani Elso! Jak widzę, bardzo ci odpowiada towarzystwo chłopców, dlatego resztę dzisiejszego dnia spędzisz właśnie z nimi. Proszę więc usiąść obok Jack'a-powiedział ironicznie Calvin.
Chłopcy powstrzymali śmiech, a Anna i inne dziewczyny zbladły. Elsa jak skamieniała popatrzyła się na nauczyciela. 
-Słyszałaś co powiedziałem?-zapytał surowo nauczyciel.
-Słyszałam-odpowiedziała powoli dziewczyna-ale nie sądziłam, że mówi pan poważnie.
-Jak najbardziej poważnie, Elso-dodał pan Calvin z ironią, której nie lubili wszyscy uczniowie, nie mówiąc już o Elsie-Zrób to, co ci kazałem.
Przez chwile wydawało się, że nie ma zamiaru wykonać tego polecenia. Zrozumiała jednak, że nie ma innego wyjścia, dlatego wstała i dumnie idąc pomiędzy ławkami, usiadła obok Jack'a. Oparła łokcie na ławce i ukryła twarz w dłoniach. Było to dla niej okropne doświadczenie. I nie tylko dlatego, że jako jedyna została ukarana i posadzona obok chłopaka, ale dlatego, że musiała znosić teraz jego towarzystwo. To wszystko było ponad jej siły. Nie wiedziała, jak to wytrzyma. Jej ciało drżało z wściekłości, wstydu, upokorzenia i bezsilności. Początkowo reszta klasy patrzyła się w jej stronę: szeptali, śmiali się, mrugali do siebie, ale kiedy Elsa nie zwracała na nie uwagi, a Jack był tak zajęty rozwiązywaniem zadania, ze zapomniał o całym świecie. Inni uczniowie również wrócili swoich zadań i przestali się interesować Elsą.