18 kwietnia 2015

Rozdział 2 ,,Zła strona Elsy''

 Następne tygodnie mijały w niewyobrażalnie szybkim tempie. W tym czasie Elsa skupiła się przede wszystkim na nauce. Czytała jeszcze więcej niż zwykle co pozwalało jej oczyścić  swój umysł z wszelkich negatywnych emocji. Oprócz tego starała się unikać Jack'a  i jego przyjaciół. Widzieli się jedynie na lekcjach, na których nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, a pózniej wracała szybko do swojego pokoju.
Starając się nie myśleć o tym co było dziewczyna wszystko sobie poukładała, a wkrótce cały jej świat wrócił do normy. Spędzała więcej czasu z Roszpunką, Meridą, oraz Anną. Od czasu do czasu zamieniała też kilka komentarzy ze znienawidzonym prze siebie Jackie'm., jednak kończyło się to zazwyczaj na pogardliwych tekstach. Było dwanaście minut po północy. Jack już od dawna miał problemy ze snem, postanowił wyjść na świeże powietrze. Cichutko schodził po schodach, żeby nikt go nie usłyszał. Gdy wyszedł spowijała wszystko gęsta mgła, która poważnie utrudniała widoczność.
-Jack...- zatrzymał się z noga uwieszoną w górze w pół czynności. Ten głos... Wszędzie by go rozpoznał. Poczuł jak jego serce bije szybciej, jak robi mu się nienaturalnie ciepło. Całe jego ciało wołało, alby popatrzył w tamtą stronę. Spojrzał szybko i zobaczył ją... Elsa.
Stałą tam w pięknej niebieskiej sukience przylegającej lekko do ciała.Poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Zobaczył, że Elsa stała koło niego i uśmiechała się promiennie. Byłą taka zadowolona. Włosy miała rozpuszczone, a delikatne fale opadały jej na ramiona. Włosy tak jak cała ona jaśniała, chociaż nie było żadnego światła.
-Nie cieszysz się, że tu jestem?- spytała, ale bez żadnego rozczarowania czy urazy. Wciąż się wpatrywała w niego, ale jakby nieprzytomnie. Nagle zrozumiał...
W jej oczach zamiast błękitnego blasku, który jaśniał w najgłębszej ciemności, zobaczył zwykłą otchłań. Te oczy były czarne. Odsunął się gwałtownie od niej, ale ona pozostała nie poruszona. Dziwny i nieprzyjaźny uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zaczęła, krążyć swobodnie wokół niego przyglądając mu się z uwagą i dostrzegalną wyższością.
-Podoba ci się to miejsce. Jest specjalne... Wyjątkowe...- Mówiła to ze zadowoleniem i rozbawieniem, zataczając coraz większe koła.
 Nagle z ziemi wyłonił się  ogromny wąż. Zatrzymał się i Jack zobaczył, że się śmieje. Trudno było to od razu poznać, bo zamiast normalnego chichotu lub śmiechu wydobywał się charchot połączony z wyciem. Ten dźwięk był okropny, jak ocieranie paznokciami o tablicę, lub szorowanie widelcem po talerzu. Uszy go bolały, ale nie zważał na to. Strach przed tym ,,śmiechem'' i istotą był silniejszy.
Wycelował w nią bezużyteczną laską w pół przysiadzie, gotowy do ataku. Czarne jak dwa węgle oczy, rozrzeżyły się mimowolnie, ale ona wciąż stała w tym samym miejscu z uśmieszkiem na twarzy.
-Nic mi nie zrobisz. Jak to ładnie ująłeś. Nie potrzebna jest ci tutaj moc....
-No tak, ale sama laska ma swój ciężar, który mogę bardzo chętnie wypróbować na twojej głowie.  Istota się nie poruszyła, ale uśmiech znikł z jej twarzy. Oczy zrobiły się jeszcze bardziej ciemne, choć wydawało się to niemal niemożliwe. Jego twarz stężniała i zaczęła się prawie nie zauważalnie zmieniać. Gdyby był normalny, a jego oczy nie tak wprawione, nie dostrzegłby jak jej skóra zaczęła się łuszczyć zmieniając lekko barwę, a koniczyny wydłużać. Nagle wszystko wróciło do normy, jakby zatrzymał się i opanował. Już chciał uciekać. Ledwo postawił pierwszy krok,a już upadł a ziemię. Potem tylko nieprzyjemny, kłujący chłód i ból, jakby małe sztyleciki wbijały mu się w każdy najmniejszy skrawek ciała. Później zobaczył momentalnie twarz Elsy.
Nadszedł kolejny dzień. Elsa siedziała na łóżku w głębokim zamyśleniu. Ręce trzymała splecione na kolanach. Cała była zgarbiona, z opuszczoną głową spoglądała na dłonie, które się lekko trzęsły. Głowa jej pulsowała, ale była bardzo pobudzona. Czuła się bardzo dziwnie. Niby zmęczona psychicznie, ale fizycznie mogła by pozamrażać wszystkie oceany światów. Wstała niechętnie potykając się niezdarnie o torbę. Kopnęła ją i z impentem uderzała o ścianę. Otworzyła się i powylatywały jej ubrania.
Westchnęła i podeszła powoli do niej. Usiadła na podłodze. Nagle zobaczyła  rostrzęsioną Roszpunkę,która szła w jej stronę.
-Roszpunko, co się stało?-spojrzała na nią smutno ze zmarszczonymi brwiami.
-Coś w nocy zaatakowało Jack'a!-odpowiedziała dziewczyna wyciągając chustkę z kieszeni.
Elsa wyjęła z szafy swoje ciuchy, i z pędem pognała do łazienki żeby się przebrać. Gdy była gotowa, wraz z Roszpunką pobiegły do Jack'a. Leżał on  w małym pokoiku pielęgniarki Christiny. Gdy weszły do niego ujrzały pana Calvina, który rozmawiał z profesorką Samanthą. Podbiegła do łóżka, na którym leżał i złapała go za rękę. Wtedy wszystko się jej przypomniało. Tamta noc, te stworzenie. Zrobiła parę kroków do tyłu i przerażeniem na twarzy kucnęła na podłogę.
-Elsa, wszystko dobrze?!- na widok dziewczyny bardzo się zaniepokoiła.
-Tak...-powiedziała stanowczo.Jej oczy  zrobiły się czarne. Ponownie przemieniła się w tą ,,złą'' Elsę.
Podniosła się i z uśmiechem na twarzy wyszła z pokoju. Roszpunka pobiegła za nią.
-Elsa stój!Natychmiast! Co się z tobą dzieję?-wołała dziewczyna. Jednak Elsa popatrzyła się na nią wrednym wzrokiem i poszła na zajęcia. W ogóle nie zwracała uwagi na koleżankę. Uczniowie zmierzali w stronę stołówki. Elsa dziwnie się poczuła. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy. W pewnej chwili poczuła się o wiele lepiej. Bojąc się, że ta ,,zła'' Elsa powróci poszła zobaczyć jak czuję się Jack. Czekała na nią dobra wiadomość. Jack się obudził! Właśnie siedział ma krześle i spoglądał przez okno.
-Jack!-krzyknęła i pobiegła w stronę chłopaka.
-Czy my się znamy?-wstał z krzesła i spoglądając na Elsą zapytał się niepewnie.
-Nie pamiętasz mnie? To ja, Elsa!-krzyknęła. W końcu musiała się pogodzić,że Jack stracił pamięć. Dzięki temu zaczęła z nim spędzać coraz więcej czasu. Chodziła z nim na spacery czy odrabiała lekcje. To ich do siebie bardzo zbliżyło. Już nie była na niego zła, wręcz przeciwnie! Z drugiej strony bała się, że Jack może jej już nigdy nie wybaczyć. Przecież to przez nią mógł zginąć. 
Wiosna, jak zazwyczaj, przyszła całkiem niespodziewanie. Dopiero co gałęzie drzew i krzewów otulał biały szron, a mróz, nonszalancki artysta, zapełniał szyby swymi szalonymi rysunkami, gdy nagle, niemal spod śniegu, wypełzły najpierw nieśmiało, a potem energicznie pierwsze wiosenne kwiaty. Echo niosło z oddali głuche, potężne trzaski : to pękał lód nad jeziorach. Elsa powoli wyskoczyła z łóżka i założyła kapcie. Gdy już wychodziła z pokoju zobaczyła Annę.
-Cześć Anna!-zawołała dziewczyna z wielką radością.
-Cześć Elsa!-krzyknęła Anna i pobiegła przytulić się do swojej siostry.
Gdy dziewczyny szły do klasy zauważyły tłum ludzi przy tablicy z ogłoszeniami.
-To musi być coś ważnego. Idziemy zobaczyć!-powiedziała Anna łapiąc Elsę za rękę.
Okazało się, że już za pięć dni miał się odbyć bal z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Elsa wpadła w panikę. Od dawna nie była na żadnym balu. Co jeśli nie zapanuję nad swoimi magicznymi mocami? Co jeśli... ktoś o tym się dowie? Anna pacząc  na Elsę widziała, że coś jest nie tak. Właśnie, gdy chciała spytac czy wszystko dobrze zadzwonił dzwonek na zajęcia. Zajęła swoje miejsce, siadając koło Roszpunki i Meridy. Zaraz po tym do klasy wszedł Jack.
-Pan Frost jak zwykle spózniony! Proszę zając swoje miejsce-powiedziała surowo pani Emma.
-Przepraszam-odpowiedział zawstydzony i usiadł koło Czkawki. Zerknął przez chwilę na Elsę.
-To co? Zaprosisz Elsę na bal?-zapytał się Czkawka patrząc na przyjaciela.
-Wiesz, chciałbym...-powiedział po czym dalej spoglądając na dziewczynę.
Zamiast skupić się na lekcji Jack myślał co powiedzieć Elsie żeby poszła z nim na bal. 
-To nie ma sensu!-pomyślał Frost i zaczął pisać wypracowanie żeby nie dostać kolejnej pały.
Skończyła się pierwsza lekcja, uczniowie zaczęli wychodzić z sali. Jack w końcu się odważył i podszedł do Elsy...

       * Przepraszam za taką długą nieobecność! Nie miałam weny i do tego jeszcze ta nauka.*

7 lutego 2015

Rozdział 1 ,,Nowy poczatek''


 Elsa nareszcie była gotowa jechać do Tarnvell gdzie była szkoła magii dla osób z wyjątkowymi umiejętnościami. Wszystkie problemy z jej mocą zaczęły się wtedy, gdy przez przypadek zraniła swoją siostrę odłamkiem lodu. I od tej pory musi ukrywać swe uczucia, by mogła panować nad swym darem, a mianowicie zimą.
Kiedy mijała bramę odwróciła się jeszcze, by zobaczyć zapłakane, ale uśmiechnięte twarze rodziców. Dla Elsy to też nie było takie łatwe, żeby rozstać się z nimi aż na rok(tyle trwał jeden semestr).
Na szczęście nie była sama, jechała z nią tam jej młodsza siostra o imieniu Anna. Pobiegły razem do pociągu i weszły po schodkach.
Wszystkie drzwi pociągu zatrzasnęły się, ekspres ruszył.
Postanowiły znaleźć jakiś wolny przedział, żeby nareszcie gdzieś usiąść. Miały pecha, nie było więcej żadnego miejsca.
-Wchodzicie czy stoicie?- kilka przedziałów dalej wyłoniła się głowa pewnego chłopaka o biało-srebnych włosach, który kolor bardzo zdziwił Elsę. Obie zajęły miejsca.
Chłopak siedział rozłożony na kanapie, wyglądał jakby się topił.
Pewnie dla tego, że było ponad 35 stopni Celsjusza pomyślała.
Zaraz po tym Elsa wyjęła z kieszeni swoją kremową, ulubioną chustkę, którą dostała na urodziny. Otarła mu lekko twarz.
-Wielkie dzięki-Powiedział swoim sennym głosem i zaczął wyciągać coś z torby.
-Nie ma za co- Odpowiedziała wkładając chustkę do kieszeni.
-A tak w ogóle to Jack jestem, a ty?- Zapytał ją z zaciekawieniem.
-Elsa- Odpowiedziała lękliwie.
I tak zaczęła się ich rozmowa. Rozmawiali o przeróżnych rzeczach.
Anna słuchając tych dwóch już po dziesięciu minutach zasnęła na kanapie.Uczelnia kształcąca wszystkich czarodziejów znajdowała się właśnie w tym miejscu, gdzie szeroka droga wiła się przed porosłą olchami i wielkimi paprociami dolinę. Urok temu widokowi dodawał strumień przecinający kotlinę. Strumyk mknął lasem niczym dzika rzeka. Pędził swym krętym, korytem,by co chwila kapryśnie spływać kaskadami. Dookoła szkoły było zielono,schludnie i ładnie. Z jednej strony była otoczona wysokimi, wiekowymi wierzbami, z drugiej zaś- starannie przyciętymi topolami. Gdy uczniowie wyszli z pociągu o d razu udali się do zamku.Tam zobaczyli siedzącą na krześle kobietę, wstała i podeszła do nich.
Uśmiechnęła się szeroko do uczniów, którzy bardzo zdezorientowani stali nieruchomo patrząc się na siebie nawzajem.
-Witajcie, jestem profesorka Samantha, będę waszą nauczycielką obrony przed czarną magią.Teraz zostaniecie przydzieleni do pokoi. Niestety Anna musiała zamieszkać na drugim piętrzę i Elsa wylądowała w pokoju z dwoma dziewczynami -Meridą i Roszpunką.
 Jack mieszkał wraz z innymi chłopakami w drugiej części szkoły.
-Hmm...jakoś dam radę-Bąknęła udając się na górę.
  Następnego dnia rozpoczynały się lekcje. Grupa uczniów zmierzała do w kierunku sali, gdzie miała odbyć się  lekcja z panią Samanthą. Była dokładnie 8.00. Elsa umiała bardzo szybko biegać, dlatego dzięki temu, że miała takie długie nogi, dogoniła biegnących chłopców i razem z nimi wpadała do klasy akurat, wtedy kiedy pani wieszała na kołku swój kapelusz. Elsa zerwała się szybko i usiadła wyprostowana n akrześle.Nauczycielka popatrzyła się na nich z ostrym wzrokiem. Była ona bardzo miłą i niewymagającą osobą, ale czasami umiała pokazać uczniom kto tu rządzi. Następne lekcje minęły dość szybko.
Wieczorem wszystkie klasy wybrały się na małe wyjście zza szkołą, gdzie znajdowało się
malutkie jeziorko. Postanowiła trochę oddalić się od grupki. Elsa kochała spokój i ciszę tego miejsca, ich miłą, przyjacielską rozmowę z wiatrem. Gdy nareszcie opuściła to miejsce i wschodziła po wzgórzu, w którego dole błyszczało Jezioro Magicznych Wód, słońce całkowicie skryło się już za horyzontem. Delikatny wiatr, wiejący tu ze słodkich jak miód pól koniczyny, wypełnij powietrze cudowną świeżością. Spomiędzy drzew zaczęły połyskiwać światła ze szkoły.Na zachodzie niebo żarzyło się jeszcze przepiękniej symfonii
barw, a staw odbijał ich delikatne odcienie. Piękno otaczającego świata wzruszyło Elsę i  wypełniło jej serce po same brzegi.
-Ale tu jest pięknie!-Zaśmiała się dziewczyna.
W połowie drogo rozległo się nagle wesołe pogwizdywanie i Elsa dostrzegła w mroku młodego chłopaka. Był to Jack. Kiedy zobaczył dziewczynę, nagle przestał gwizdać,a jego wargi zamarły. 
-Jack!Co ty tu robisz?-Powiedziała, czując, jak oblewa się rumieńcami.
-Postanowiłem pójść na mały spacerek, wiesz?-powiedział delikatnie.
Dziewczyna odwróciła się i zrobiła kilka kroków do przodu. W pewnym momencie chłopak, żeby zrobić jej kawał krzyknął najgłośniej jak mógł.
-Odbiło ci?-straciła równowagę i wpadła do jeziora.Chłopak zaczął się śmiać. Po chwili podniosła się, była cała zmarznięta.
Gdy Elsa zobaczyła, która jest godzina zrywając się gwałtownie z miejsca, cała mokra zaczęła biec w stronę ogrodu, gdzie znajdowali się uczniowie. Jack razem z nią.
Na szczęście przyszli w idealną porę. Uczniowie zaczęli zbierać swoje rzeczy i właśnie wchodzili do budynku.
- Elsa,jesteś cała mokra!Gdzie byłaś?-zapytała z zaciekawieniem Roszpunka.
-Wpadłam do wody, ale na szczęście nic się mi nie stało-popatrzyła się w stronę Jack'a.
Chłopak popatrzył się na nią, po czym poszedł z Czkawką do szkoły.
Była godzina 7.10.  Słońce już wzeszło, zanim Ania się obudziła i usiadłszy na łóżku spojrzała nieprzytomnie przez oko. Wpadały przez nie do pokoju wesołe promienie słoneczne, przez które widać było unoszące się do nieba drobinki kurzu i pyłków kwiatowych z drzew. Klęczała przed oknem w uwielbieniu, zapominając o całym świecie.  Marzycielka, zatopiona w cichym zachwycie.
-Powinnaś być już ubrana-powiedziała krótko Roszpunka.
-Masz rację, już się zbieram...-Wzięła swoje rzeczy z krzesła i pognała do łazienki.
Gdy wychodziła z pokoju zamknęła kluczem drzwi i włożyła go do kieszeni. Gdy tak szła
przez korytarz ujrzała jednego z nauczycieli. Był to pan Calvin. Popatrzył się w stronę Elsy i wszedł do pokoju nauczycielskiego. Dziewczyna popatrzyła się ze zdziwieniem i poszła dalej. Doszła na stołówkę.
-Elsa,tu jestem!-Krzyknął Jack zrywając się z krzesła.
Dziewczyna ze złą miną podeszła do kolegi i zajęła miejsce. Elsa i Jack znowu zostali sami.
-Po co masz na rękach te rękawiczki?-Zapytał chłopak i zaczął oblizywać wnętrze opakowania po jogurcie. Na twarzy Elsy znienacka pojawiła się zła mina i odpowiedziała
stanowczo:
-Nie twoja sprawa!-Powiedziała i zaczęła jeszcze bardziej podciągać rękawice.
Jack popatrzył się na nią dziwnym spojrzeniem i zaczął dobierać się do kolejnego jogurtu.
 Elsa spojrzała na wschodzącego na stołówkę Hansa. Uśmiechnął się do niej i usiadł koło niej. Elsa zrobiła się cała czerwona. Jack spojrzał się na niego ze złością, wyglądało na to, że był zazdrosny! Sądziła, że będzie musiała wytężyć umysł, by nadążyć za tokiem jego myśli, tymczasem rozmowa płynęła gładko wartko, jakby byli  dobrymi przyjaciółmi. Prawie od samego początku czułą się z przy nim zupełnie swobodnie. Próbowała skierować rozmowę na inne tory. Lecz Hans mówił o sobie bardzo niechętnie. Ciągle zmieniał temat, zasypywał ja pytaniami, patrzył jej w oczy swoimi pięknymi ciemnymi oczyma. Wyglądało na to, że jej odpowiedzi go bawią, że jest nimi zafascynowany, oczarowany. Z wielkim entuzjazmem opowiadał jej o swoich zainteresowaniach. 
 Hans wstał z krzesła. Pochylił się ku Elsie i pocałował ją w dłoń. Dziewczyna popatrzyła na zegar.
 -Przecież lekcję zaczęły się już kilka minut temu!-krzyknęła głośno.
Elsa umiała bardzo szybko biegać, dlatego dzięki temu, że miała takie długie nogi dogoniła biegnących chłopców i razem z nimi wpadła do klasy akurat wtedy, kiedy pan Calvin wieszał na kołku swój kapelusz. Nauczyciel stracił już zapał do swoich  reform i nie miał ochoty na karanie spoznialskich, jednak by nie być gołosłownym, postanowił ukarać jedną
osobę dla przykładu. Kiedy się rozglądał po klasie, dostrzegł Elsę, która właśnie zajmowała swoje miejsce w ławce. Dyszała ze zmęczenia.
-Pani Elso! Jak widzę, bardzo ci odpowiada towarzystwo chłopców, dlatego resztę dzisiejszego dnia spędzisz właśnie z nimi. Proszę więc usiąść obok Jack'a-powiedział ironicznie Calvin.
Chłopcy powstrzymali śmiech, a Anna i inne dziewczyny zbladły. Elsa jak skamieniała popatrzyła się na nauczyciela. 
-Słyszałaś co powiedziałem?-zapytał surowo nauczyciel.
-Słyszałam-odpowiedziała powoli dziewczyna-ale nie sądziłam, że mówi pan poważnie.
-Jak najbardziej poważnie, Elso-dodał pan Calvin z ironią, której nie lubili wszyscy uczniowie, nie mówiąc już o Elsie-Zrób to, co ci kazałem.
Przez chwile wydawało się, że nie ma zamiaru wykonać tego polecenia. Zrozumiała jednak, że nie ma innego wyjścia, dlatego wstała i dumnie idąc pomiędzy ławkami, usiadła obok Jack'a. Oparła łokcie na ławce i ukryła twarz w dłoniach. Było to dla niej okropne doświadczenie. I nie tylko dlatego, że jako jedyna została ukarana i posadzona obok chłopaka, ale dlatego, że musiała znosić teraz jego towarzystwo. To wszystko było ponad jej siły. Nie wiedziała, jak to wytrzyma. Jej ciało drżało z wściekłości, wstydu, upokorzenia i bezsilności. Początkowo reszta klasy patrzyła się w jej stronę: szeptali, śmiali się, mrugali do siebie, ale kiedy Elsa nie zwracała na nie uwagi, a Jack był tak zajęty rozwiązywaniem zadania, ze zapomniał o całym świecie. Inni uczniowie również wrócili swoich zadań i przestali się interesować Elsą.